Liga tradowa dobiegła końca, więc czas na małe podsumowanie mojego sezonu. Było wysoko, bywało strasznie zapraszam do lektury.
Zacząłem klasycznie – od Sokolików. Pierwsze ciepłe dni to idealna okazja, żeby przypomnieć sobie, jak to było z tym osadzaniem własnej i poknuć co by tu zrobić w sezonie. Przy okazji wpadło parę dróg do kajecika. Przy licznych ogniskach, na polach namiotowych, pod skałkami, na schroniskowych ławkach, męczyłem znajomych, żeby przerzucić się na coś większego. Udało się!
Ciekawą ekipą ruszyliśmy na Słowację. W teamie z Riko popro wadziliśmy piękną drogę Prawy Puškáš na południowej ścianie Kieżmarskiego Szczytu. Około 450 metrów pionu + 150 metrów łatwego terenu do szczytu.
Zaraz po zrobieniu lini pierwsza lekcja pokory. Bardzo trudne zejście, a do tego uciekła ostatnia kolejka na doł. Tak naprawdę tylko dodało to smaku wyjazdowi, a rest przy grillu wynagrodził wszystkie trudy.
Po namowie Olgi, urodziny spędzamy na obozie klubowym na Sycylii. Poprowadziłem między innymi 6c, 6c+ i 7a RP na sporcie, celem wypracowania większego zapasu pod trady 🙂 Słoneczko, pizza, wino, liczne towarzystwo klubowiczów i dużo wspinania. To jest to
Największa przygoda tego roku? Zdecydowanie Chamonix! Razem z Andrzejem i Rózą postanowiliśmy sprawdzić, czy damy radę na alpejskich granitach. Naszym łupem padły dobrze obite klasyki Czerwonych Igieł. Pierwszy w życiu alpejski trawers Dômes de Miage utwierdził mnie, że Alpy to kierunek który obiorę w przyszłości na pewno. Wisienką na torcie wyjazdu było zdobycie Dente del Gigante 4014m klasycznie, w podejściowkach w terenie 5+. Na pierwszym 4k w życiu całuję Madonnę w główkę na szczęście 🙂 Wszyscy wróciliśmy, a przygody typu kruszyzna na podejściu zapadną w pamięci na zawsze. Na pewno wrócę, żeby znów poczuć klimat alpejskich schronisk.
Po powrocie do Polski postawiłem na wspinanie w rysach, trudna to sztuka i jeszcze dużo przede mną. Udało się zrealizować parę pięknych wypadów w Rudawy Janowickie i piachy kamperem, z psami, w doborowym towarzystwie i dorzucić parę dróg do wykazu przejść.
Alpy Alpami ale kto mnie zna, wie że me serce ciągnie ku Tatrzańskim klasykom. Więcej granitu w moim życiu poproszę.
Deczko niepewnie zabieram Ewę na jej debiut w Tatrach. Odpowiedzialny za dwie osoby wybieram parę klasyków na Mnichu. Jak się okazało koleżanka była bardzo dobrze przygotowana. Bez większych problemów robimy Orłowskiego, Wariant Skierskiego i Drogę Klasyczną. Uroku dodaje nocleg w klimatycznych Szałasiskach Polskiego Związku Alpinizmu. Tam dowiedziałem się, że są na tym świecie ludzie, tak samo zajarani Tatrami jak ja. Fajne uczucie haha
Gdy oswajałem się z myślą że „już po wszystkim” na spontanie, olewając codzienne obowiązki (ja) wyskakujemy z Andrzejem do Schroniska w Dolinie Pięciu Stawów.
Było to moje marzenie ponieważ przygodę z wspinaniem zacząłem, gdy zobaczyłem pięć lat temu na Zamarłej Turni wspinające się zespoły. Legenda tej ściany tylko bardziej nakręciła mnie do działania.
Oczywiście pierwsze kroki skierowaliśmy ku największym klasykom. I tak z łezką w oku prowadzę Drogę Motyki, marzenie spełnione. Kolejne dni upływają na beztroskich rozmowach ze wspinaczami z całej Polski. W koszulce, przy końcówce października robimy jeszcze moją pierwsza w życiu łańcuchówę, Stanisławskiego na Zmarzłą + Trawers Zamarłej. Dokładamy Komarnickich i Lewych Wrześniaków.
Podsumowując: ten rok to prawdziwy progres w tradzie. Rozwój? Zdecydowanie. Satysfakcja? Ogromna. Dzięki, sezonie 2024, było epicko! Dzięki wspinaczko za ludzi których spotykam na swojej wspinaczkowej drodze szczególnie Andrzej, Riko, Krzychu, Olga, Róża, Kornel, Grzechu, Daniel, Ewa i reszta klubowiczów. Szczere dzięki za dzielenie wszystkich wspólnych chwil.
Czas odpocząć.
Żartowałem, za parę dni kurs hakowy, a dziabki naostrzone czekają na swoją kolej.
Pozdrawiam Jakub