Cel: Kurs Wspinaczki Skałkowej
Miejsce: Sokoliki
Szkoła: Sudecka Szkoła Wspinaczki
Termin: czerwiec 2018
Jako, że do Klubu należę już od 2016 roku dlatego miałem wątpliwości, czy potrzebuję jeszcze kursu podstawowego wspinaczki skałkowej. Przez te dwa lata wspinania na panelu i w skałach pod okiem doświadczonych kolegów i koleżanek z KWZG opanowałem podstawowe elementy potrzebne do wspinania. Jakkolwiek, coś mi mówiło, że to jedynie minimum, a poza tym warto zdobytą wiedzę usystematyzować pod okiem wykwalifikowanego instruktora. Poza tym, jak chyba duża część osób zaczynających przygodę ze wspinaczką, sporo „wiedzy” zaczerpnąłem z „interneta”, a wiadomo do czego taka wiedza głównie się nadaje 😉 Dylematy w stylu: czy przewiązać się w ten czy w inny sposób, czy użyć tej czy innej taśmy, będąc np. 25 metrów nad ziemią to nie jest komfortowa sytuacja. Dlatego decydując się na kurs chciałem przede wszystkim, oprócz zdobycia większych umiejętności, pozbyć się jakichkolwiek wątpliwości co do mojej obecnej wiedzy na temat technik wykorzystywanych w skałach.
A jak już coś robić to raz a dobrze, czemu więc od razu nie nauczyć się wspinaczki na własnej asekuracji, która od pewnego czasu bardzo mnie pociągała. Zacząłem więc szukać kursu, który oprócz podstawowego skałkowego, dałby mi również możliwość spróbować swoich sił we wspinaczce tradowej. Jak kurs to oczywiście instruktor. Najlepiej taki, który „nie odpuszcza”. Kilkoro z moich kolegów i koleżanek zaproponowało Blondasa, czyli Jarka Liwacza z Sudeckiej Szkoły Wspinaczki. Po rozmowie telefonicznej, podczas której starałem się przedstawić moje oczekiwania wybór padł na 6 Dniowy Kurs Wspinaczki w Skałach. Jest to kurs, który w odróżnieniu od kursu po drogach ubezpieczonych (4 dniowego) oferuje wspinanie tradowe. Czyli takie „2 w 1”, i o to właśnie chodziło!
Kurs rozpoczął się we wtorek tradycyjnym zapoznaniem z instruktorem i sprzętem. I – jak to bywa z moim szczęściem do kursów – na początku zmiana instruktora J Okazało się, że Blondas zaniemógł i zastępować go będzie Tomek Polok. Hmm… Nie tak się umawialiśmy, ale OK, zobaczymy. Na szczęście dla mnie okazało się, że Tomek to świetny instruktor. Jego spokój i opanowanie to coś czego najbardziej mu zazdrościłem. Oczywiście pod względem wiedzy – pełen profesjonalizm i doświadczenie. Nie zasypał nas stosem bezużytecznych informacji, których większość uleciałaby po krótkim czasie. Zamiast tego przekazał nam konkretną wiedzę przydatną w konkretnych sytuacjach. Tomek jest zwolennikiem zasady, że im prościej tym lepiej. Trudno się z tym nie zgodzić. Przy prostych technikach trudniej popełnić błąd. W skałach zdecydowanie lepiej bardzo dobrze nauczyć się kilku technik, niż „tak sobie” kilkunastu, które w stresie i pod presją łatwo zapomnieć lub źle wykonać. A wspinacz jak saper, myli się tylko raz!
Tak więc, z „zastępczym” instruktorem poszliśmy w skały. Grupa była bardzo zróżnicowana pod kątem dotychczasowych doświadczeń ze wspinaczką. I tutaj też plus dla Tomka, który potrafił tak dobrać stopień trudności kolejnych etapów, aby dla jednych nie było za prosto i nudno, a dla drugich wystąpiła blokada i panika.
Pierwsze dwa dni upłynęły nam na wspinaniu i asekuracji po drogach ubezpieczonych. Ja w tym czasie, pod okiem instruktora, zdążyłem wyrównać swoją życiówkę robiąc szóstkową drogę na Sukiennicach. Te dwa dni to coś czego już w skałach doświadczyłem, więc nie było dużych emocji.
Natomiast trzeciego dnia zaczęliśmy poznawać elementy wspinania tradowego. Po wstępnym zapoznaniu się z niezbędnym do zakładania własnej asekuracji sprzętem zaczęliśmy wstawiać się w proste drogi tradowe. I to był ten moment, jakbym zaczął wspinać się na nowo. Możliwość decydowania o przebiegu wspinaczki, kiedy, gdzie i co założyć… Każda droga była jak nowa przygoda. Do tego wspinaczka wielowyciągowa, gdzie dopiero poczułem co to znaczy zespół wspinaczkowy. W kolejnych dniach pokonywaliśmy coraz trudniejsze drogi. Nie było odpuszczania. Drogi, które były moim górnym pułapem trudności pokonywaliśmy teraz dwójkowym zespołem na własnej asekuracji. Oczywiście na tym etapie było to możliwe tylko pod czujnym okiem instruktora. Tomek pojawiał się znikąd i dostrzegał każdy źle osadzony friend lub kość. Z czasem tych „poprawek” było coraz mniej i dzięki temu pewniej czuliśmy się podczas pokonywania trudniejszych dróg tradowych. Moje ambicje, jak również oczekiwania które miałem, były zaspokojone.
Dzięki wspaniałej pogodzie cały kurs przebiegł bezproblemowo. Obyło się też bez jakichkolwiek kontuzji (jeśli nie wspomnieć o licznych zadrapaniach podczas wspinania w rysach.
Wiele osób sceptycznie podchodzi do kursów twierdząc, że wszystko już umieją lub są w stanie wszystkiego nauczyć się sami. Oczywiście w obecnych czasach dostęp do szerokiej wiedzy do wiedzy jest znacznie ułatwiony, jednak sposób jej przekazania ma kolosalny wpływ na stopień jej przyswojenia. A ponieważ większość wypadków w skałach spowodowane jest błędami wspinaczy, warto wyeliminować wszelkie wątpliwości i nauczyć się poprawnych procedur od profesjonalistów.
Osobnym wątkiem jest wspinaczka tradowa. Nie każdemu ten rodzaj działalności w skałach się podoba. No i do tego ta masa dzwoniącego sprzętu 😉 Ja jednak zakochałem się w tradzie. Wynika to prawdopodobnie z mojej miłości do gór, chęci obcowania z nimi. Wspinaczka tradowa daje mi możliwość większego kontaktu ze ścianą, wolność wyboru i przeżycia prawdziwej przygody.