DOLOMITY 05-08.09.2020
Na trawniku restauracji Da Strobel wygrzewamy się w promieniach wrześniowego słońca. Jest czwarty, ostatni dzień naszego wyjazdu w Dolomity. Może ostatni w tym roku w górach nieco wyższych niż nasze ukochane Sokoliki.
Siedzimy z Andrzejem po skończeniu drogi Cengia Martini (V) na ścianie Lagazuoi. To krótka droga ale za chwilę czeka nas niemal 1000km w samochodzie. Takie miłe zakończenie, na stosunkowo łatwej ale trzymającej poziom drodze, z jednym trudniejszym miejscem.
Szymon z Krzysiem zjechali właśnie po pierwszym wyciągu na Piccolo di Falzarego. Paluchy Szymona już od wczoraj nie lubią butów ale to nic dziwnego, spędziły w nich prawie trzy dni i przeszły trzydzieści wyciągów. Krzysztof wykonał wycof korzystając z ruszającego się haka ale dołożył swoje repy i mailon. Pełna profeska, co widać na zdjęciu.
Młodzież klubowa zwiedzała dziś Cortinę d’Ampezzo i pokłoniła się Dibonie, twórcy niejednej wspinaczkowej drogi. Jego pomnik stoi na głównym placu w centrum.
Poprzedniego dnia powalczyliśmy wszyscy na południowej ścianie Ciavazes. Dla każdego, bez względu na umiejetności, było to dość męczące. Szymon z Andrzejem (Piccolo Micheluzzi, IV+), ja z Krzysiem (droga Schuberta VI-) i młodzi na Rampie, szlifowaliśmy niemal cały dzień wspinanie na dużej ścianie. Do tego dochodziło jeszcze niesamowite zejście Półką Kozic aż do zjazdów i dojścia na Passo Sella. Piękny dzień, ale chyba wszystkim dał się we znaki.
Wcześniej na ścianie Falzarego Grande, przeprowadziliśmy z Andrzejem małe szkolenie dla Kuby i Rafała a Krzystof z Szymonem zdobywali sąsiednie Piccolo di Falzarego.
Innego dnia, na Cinque Torri Z Szymonem zrobiliśmy Dirrettę Dimai (VI+) a pozostali walczyli na sąsiednich turniach Zachodniej (Droga Przewodników – Młodzież) a Andrzej z Krzysiem na Turni Barancio drogę Dibony (IV+).
Myślę, że wszyscy czegoś się nauczyliśmy. No i zaznaliśmy trochę górskiej przygody a o to przecież we wspinaniu tradowym chodzi.