Katarzyna – Jura – wyjazd Sekcji (i wywiad)

Mieliśmy udać się do Arco.
Mieliśmy jechać w 6 osób – według wcześniejszych stu%wych deklaracji.
Miała być tam piękna pogoda.
Miało to być zgrupowanie sekcji wspinaczkowej KWZG.
Miało być! Ale nie było!

Bo jak to już w życiu jest, wszystko potrafi się diametralnie zmienić!!!!
Jak to dla większości studentów ;p- brak środków pieniężnych, zlewa we Włoszech, brak ludzi na wyjazd, a co się z tym wiązało brak ustalonego środka transportu i inne nieprzewidziane rzeczy sprawiły, że VoYu przy mojej uciesze zdecydował, że pojedziemy na Jurę. Nie będę ukrywać, że przy mojej sytuacji to było najlepsze rozwiązanie, a poza tym jeszcze nie miałam okazji dotknąć wapienia, więc gdzie najlepiej zacząć jak nie na naszej kochanej polskiej Jurze.
Więc pozostało się pakować i jazda.

W składzie : ja, Ania i Voju wyruszyliśmy z ZG z małym poślizgiem w sobotę koło 14-stej. Nie ukrywam, że to była jazda życia. Nie każdy potrafi pokonać ponad 440 km w 4 godzinki i to w dodatku pękającym od pakunków autem. Zdarzało mi się tyle jechać w Sokoliki. Ale nieważne! Przeżyłam i dotarłam koło 18-stej na miejsce 😉 W dzień wyjazdu była ładna pogoda. Dotarliśmy do Podlesic na nasz camp i od razu wzięliśmy się za rozkładanie naszego królestwa. Po rozbiciu namiociku, chyba co niektórzy sąsiedzi byli zdziwieni: „ale Hangar”. Następnie udaliśmy się do okolicznego sklepiku po ogień i inne zapomniane rzeczy, przy okazji zakupów w Zawierciu. Wieczór spędziliśmy w miłym towarzystwie sąsiadów delektując się trunkami niskoprocentowymi oraz pierwszą dla mnie w tym roku kiełbaską z ogniska. ;] mniam!
Następny dzień mimo lekko niesprzyjającej aury, spędziliśmy w trójkę na zapoznawaniu się z terenem. Po powrocie musieliśmy trochę się osuszyć, a Woyu udał się do Zawiercia po Henryka, Olgę i Jolantę.
Tu chyba nie trzeba wspominać jak wieczór się rozwinął i zakończył.

No i w końcu nadszedł dzień, na który tak czekałam. Dzień pierwszego wspinu w wapieniu. Nie będę ukrywać, że troszeczkę się obawiałam czy się przystosuję do panujących warunków. Ale chyba się udało. Coś tam się poprowadziło, albo próbowało, troszkę powędziło. Nazw dróg nie pamiętam, ale ten dzień spędziliśmy w Rzędkowicach m.i.n. na Turni Lechfora. Generalnie był to bardzo udany dzień. Grupa troszkę się pomniejszyła o fotografa, więc musieliśmy jakoś się wymieniać dodatkową funkcją.
W następny dzień tj. we wtorek udaliśmy się na dalsze rozpoznawanie Rzędkowic i tam udało mi się wdrapać na moją najdłuższą w karierze drogę. Miała bodajże 30 m (?) i widok na szczycie zapierał mi dech w piersiach. Nie tylko ze względu na piękną otaczającą mnie przestrzeń.

W ten dzień pożegnaliśmy się z Henrym, który musiał powrócić gdzieś tam ;].
W środę jako dzień restu wybraliśmy się do Krakowa. W miłym towarzystwie połaziliśmy troszkę po starym mieście. Tu pozdrowienia i podziękowania dla Moniki, która pokazała nam fajną restaurację i wytrzymała z nami w czasie zakupów oraz bezsensownego chodzenia.

Koło 20-stej wyruszyliśmy do „domku”. Przed 22-gą obudziłam się w aucie i zobaczyłam piękne ruiny zamku w Ogrodzieńcu. W nocy wyglądało to niesamowicie, dlatego wiedziałam, że musimy tam wrócić.
W czwartek wybraliśmy się pieszo w inny rejon, a mianowicie na górę Zborów, Kołoczek, itd… Pogoda zapomniałam zaznaczyć bardzo się zmieniała od niedzieli i z dnia na dzień było coraz bardziej gorąco. Także chowaliśmy się jak tylko mogliśmy w cieniu. Tak na mój gust tego dnia przystawialiśmy się do najładniejszych dróg. I chyba nawet mimo skwaru był on najprzyjemniejszy, nie w kwestii pogody oczywiście.

Koniec dnia spędzimy na „Dziewicy”. Tam odkryliśmy nowe zastosowanie kijków trekkingowych;] ( dla wiadomości ogólnej należało troszkę przeczyścić płci pięknej szlaki;) [czyt. Pani A. i pannie J.]
Powrót był bardzo szybki. Tak najnormalniej nikt nie zabrał ze sobą żadnej latarki więc 3ba było zbiegać na dół i o dziwo po przekroczeniu w niedozwolonym miejscu ogrodzenia, które nadawało się tylko do „spalenia” i dotarciu do namiotu dopiero nastała ciemność. Szybka podróż delegacji do sklepu po małe „zapasy” i można było iść spać. Ale niestety znowu się nie dało! Dzięki kulturze nowoprzybyłych poprzedniego dnia, poszłam spać ze słuchawkami na uszach. Taka moja mała dygresja ;]

I przed nami ostatni dzień!
Powrót do Rzędkowic. Dzień mijał jakoś dziwnie. Zdenerwowana jakąś 4+/5-tkową drogą, przeniosłam się z Anią na drugą stronę „Zegarowej”. I tam poszła szybko 6-steczka. ;P Mimo mojej niedyspozycji, chyba już przesilenia wspinaczkowego, coś tam jeszcze porobiłam. Jolanta odkryła swoje zamiłowanie do wspinu w studni, o dziwo pomimo dużej ilości dziwnego robactwa tam pasącego się. No ale … kto co lubi ;] Ja generalnie bardziej delektowałam się asekuracją i Redsikami niż prowadzeniem kolejnych dróg.
I tak się dzień kończył. I skończył mega widokami. Niezapomnianym i … ehhh wtedy poczułam , że to koniec wyjazdu. Na koniec po powrocie na camp okazało się, że przybyła fajna ekipa z Łodzi. Szkoda, że tak późno, no ale mimo to wypompowana szybko padłam.
W sobotę po 12 pożegnaliśmy się z „Gościńcem” i wyruszyliśmy najpierw do podlesickiego sklepu Milo na małe rozeznanie, potem do Ogrodzieńca, a następnie do Zielonej Dziury.

„Mieliśmy udać się do Arco……
Miała być tam piękna pogoda.
Miało to być zgrupowanie sekcji wspinaczkowej KWZG.
Miało być! Ale nie było!…”

I co?!?

Udaliśmy się do Podlesic.
Była piękniejsza pogoda,
Było to zgrupowanie ludzi, którzy kochają i pokochali Jurę,
I było pięknie.

Wyjazd uważam za bardzo udany i dziękuję tym, z którymi miałam okazję odkrywać jurajskie uroki, ale też tym którzy się w ostatniej chwili wykruszyli, bo dzięki nim decyzja była łatwiejsza i jednoznaczna-Jura! ! ;DDDD
Dziękuję!!! ;*

Kasia B.

PS: A w galerii małe co nieco ;D

Z Katarzyną Bal – uczestniczką wyprawy KW Zielona Góra na Jurę Krakowsko-Częstochowską rozmawia redaktor Voy.

Voy: Widzę wyraźne ślady opalenizny na twarzy, czyżby majowe słońce dopisało w Podlesicach? Jak to się ma do opalenizny włoskiej? Czy w skali od 1 do 10 możesz wskazać, która jest bardziej wyrazista?

Kasia: W arco 3 w podlesicach 3,75 –nic nie dorówna odcieniowi czekolady uzyskanej w wystawionych na pełnym słońcu, wśród głebokiej zieleni roślin, skał gór sokolich 😀

Voy: Do jakiej sceny z dowolnego serialu telewizyjnego porównałabyś pierwsze wrażenie ze spotkania z polskim wapieniem?

Kasia: Hmmm… Może..? Nie, to nie… Hmmmm… ???!!!

Voy: Jak warunki na campie? Podobno miałaś prawo do jednego prysznica na dobę? Jak sobie z tym radziłaś? Czy prawdą jest, że napisałaś pismo do WHO z prośbą o zainteresowanie się poziomem higieny ośrodka? Kto, twoim zdaniem, zasłużył na dodatkowy prysznic? Dlaczego?

Kasia: Trzeba powiedzieć, że właściciele zadbali o komfort naszego pobytu. Po pierwsze zapewniając nam dowoloność w wyborze postawienia noclegowni na pustej powierzchni ok. 50 arów, po 3 dniach pobytu zmieniając zdanie i prosząc o „przetransportowanie” „hangaru” z 3 sypialniami na drugi koniec pola… Po drugie dbając o to by nikt z osób niepowołanych nie zbliżył się do groźnie wyglądających wspinaczy KWZG skutecznie odgradzając nas czerwono – białą taśmą ostrzegawczą. Chyba trzeba coś napisać tutaj jeszcze o pleśni w łazience i innych mankamentach łazienki ;p Co do pisma to jakieś plotki, ale znając życie to pewnie Anka, która zdecydowania powinna skorzystać z usługi dodatkowych 3 zł z powodu swojego zamiłowania do prysznicowych „uroków” ;P

Voy: Chodzą słuchy, że musiałaś wysłuchiwać okropnych bluźnierstw z ust wspinaczy z innych rejonów Polski. jak sobie z tym radziłaś? Jaki jest twój stosunek do sformułowań „I ch…, k…. ja pie….., je…. droga daj k…. w dół!”? Podobno na Górze Zborów dało się to wyraźnie słyszeć… Akceptujesz taką ekspresję słowną, czy nie jest to już o jeden krok za daleko?

Kasia: Od koleżanki z sypialni obok można było się zdecydowanie więcej nauczyć!;] czego dała popis już podczas pierwszej wizyty na ściance;))))

Voy: Opowiedz o swojej najtrudniejszej drodze, którą przeszłaś w Rzędkowicach. Zrobiłaś ją OS-em, mimo, że o stopień łatwiejsza rozgrzewkowa nie chciała się łatwo poddać. Co zadecydowało o sukcesie?

Kasia: Myślę, że to dzięki tym wszystkim kursantom na trójkowej drodze obok. Poczułam jakąś dziwną mobilizację i siłę. Po prostu wiedziałam, że ją zrobię!

Voy: Gratuluję. Zostałaś również pierwszym członkiem KWZG, który otrzymał dofinansowanie na wyjazd. Jak tego dokonałaś? Podobno zarząd był nieubłagany i przy braku twojej deklaracji pokonania VI.5+ OS zamiennie na VI.6+ RP nie chciał przyznać oczekiwanej przez Ciebie kwoty…

Kasia: Nie było podstaw to nie było ;p ale na wino starczyło. Chyba mój urok osobisty pomógł… (śmiech)

Voy: Opowiedz o nocach w namiocie. Czy prawdą jest, że mimo stworzenia pozorów, ściany namiotu niedostatecznie wygłuszają hałasy dobiegające z zewnątrz? Co bardziej przeszkadzało: nocna gadka-szmatka obcych, czy chrapanie swoich? Sufitowałaś? Często sufitujesz? Masz jakieś sprawdzone patenty na skuteczne sufitowanie?

Kasia: Noce były naprawdę nudne, więc nie mogąc się doczekać jakichkolwiek ekscesów ze strony towarzyszy ( chrapanie, gwizdanie nosem, itp.) oraz sąsiadów (gadanie, śpiewanie, przeklinanie…) wymyśliłam sobie ciekawe zajęcie na urozmaicenie nocy- sufitowanie . Leżałam na plecach wpatrzona w sufit czekając, aż coś się w końcu stanie. Miałam nadzieję na odżycie mumii, która co noc znajdowała się, nie wiedząc czemu, po mojej prawicy, ale niestety… Tak doszłam prawie do perfekcji, w końcu każdy jest w czymś mistrzem ;]

Voy: Do jakich postaci z komiksów lub kreskówek porównałabyś uczestników wyprawy KWZG na Jurę? Nie pomiń nikogo i uzasadnij swój wybór.

Kasia: ???!!!! Skąd ty bierzesz te pytania?! Albo raczej co bierzesz?!

Voy: Co się stało we środę na ulicy Długiej w Krakowie o godzinie 13:53? Dlaczego zdezorientowane stałyście na chodniku czekając na kierownika wyprawy?

Kasia: Próbowałyśmy przekonać naszego „wodza” aby cofnął się kilka kroków w naszą stronę i dołączył do rozluźnionego dżentelmena wykonującego układy akrobatyczne w rytm słów „poszedłem z mamą na molo..” niestety kiedy już udało nam się przekonać w/w wspinacza dźwięk wydobywający się z pudła zamilkł…

Voy: ???!!!!

Dobra z innej beczki. Bałaś się schodząc w ciemnościach z Góry Kołoczek pośród dzików i innych zwierząt czyhających na twoje życie?

Kasia: Bardziej martwiłam się o zdrowie psychiczne moich towarzyszy, widząc ich reakcje na małe stworzonka zagnieżdżone pośród dróg wspinaczkowych.

Voy: Gdybyś miała przeprowadzić wywiad z lisem z Rzędkowic, jak myślisz, co mógłby Ci opowiedzieć na temat wspinaczy z Zielonej Góry?

Kasia: Mniej więcej coś takiego: ”Wyszedłem kulturalnie na spacer po swoim ogrodzie, gdzie nagle spotkała mnie niemiła niespodzianka ze strony nieproszonych gości. Nie wiedzieć czemu zakręcili na taśmie (takiej zwykłej Ocuna, może miała ze 120 cm i ok. 2 ton udźwigu) karabinek (normalny HMS, jakaś taniocha CT) i biegnąc w moją stronę machając owym sprzętem wydobywali z siebie co najmniej dziwne głosy niczym pierwsi ludzie polujący na mamuty. Normalnie bardzo bym się wkurzył, ale początkowo wolałem ustąpić. Lecz gdy po chwili wyszedłem od drugiej strony mojego pola zauważyłem napis KWZG na dziwnie zginającej się osobie „ni to chłopak ni to dziewczę” i moczącej moje krzaczki. I wtedy to już był przegięcie!”

Voy: Ostatnie pytanie… Czy to prawda, że prawie całą niedzielę w bezsensowny sposób szlajaliście się po jakiś chaszczach w totalnej zlewie przemakając do suchej nitki zamiast posiedzieć w namiocie i poczekać na lampę, która była zapowiadana od następnego dnia?

Kasia: Prawda, prawda. Tak bardzo spragnieni skały i ujrzenia tego „cudu” o którym tak opowiadał przewodnik, że nie zważając na brak przygotowania od strony technicznej (patrz po jednej parze butów, brak spodni nieprzemakalnych) bez słowa sprzeciwu, po ciężkim wieczorze przy butelkach wina z kawałkami korka, które to zapewne było powodem posuchy w naszych przełykach, z grymasem na twarzy stawiliśmy się w szeregu po czym rozpoczeliśmy karkołomną przeprawę krok po kroku za naszym „wodzem”

w poszukiwaniu apteki, która okazała się biblioteką, chociaż i tak nie jesteśmy tego do końca pewni… Wśród kilkunastu możliwych oznakowanych dróg wytyczyliśmy tą swoją, jedyną i niepowtarzalną. Nawet jeśli w totalnej zlewie, zmarznięci i mokrzy to była nowa droga na dziewiczym niemalże terenie zgodnie wyceniona na VI.6+ max, 2xA0 :D?

Voy: Dzięki za rozmowę, życzę szybkiego powrotu na jurkę oraz realizacji planu wyjazdu do Arco.

Kasia: Krok po kroku za naszym „wodzem”…

Share: