Magda – Sylwester KWZG na Kozim Wierchu

Start do Potoczka

Start do Potoczka

Po świętach Bożego Narodzenia klub powoli zbierał się w Tatrach na Hali Gąsienicowej oraz w Piątce. We wtorek razem z Jackiem zwanym „Jaco” postanowiliśmy zrobić Klisia. Najpierw przedzieranie się przez kamienie zakryte śniegiem – ponieważ stawem nie można (przekonałam się o tym chwilę wcześniej wpadając do niego nogą). Potem już z mokrą nogą była walka na Klisiu. Następnego dnia dojechał Kuba zwany „prezesem”. Wybraliśmy się jak wszystkie zespoły tego dnia na środkowe żeberko… kto to powiedział, że taternicy to indywidualiści. Tłok na drodze, czekanie na zwolnienie stanowisk zaowocowało 4 wyciągami i zjazdami po nocy – bo liczy się dobry wycof. W czwartek Hala rzuciła się na drogę Potoczka. Robiono ją wszystkimi możliwymi wariantami od rana aż po ciemną noc (powrót do schroniska po 19-stej – browar jest ciągle sprzedawany). Hitem „Potoczka” były przeloty na uschłych konarach kosówki i trawersy z gałęziami jako jedynymi chwytami. Był to ostatni w starym roku dzień kiedy słońce radośnie spoglądało na nas walczących z warunkami daleko odbiegającymi o ideału zimowego wspinu: brak lodu, niezwiązany śnieg, niezmrożone pionowe trawki.


Następny dzień to już na ciężko przejście z całym dobytkiem przez Zawrat to Piątki. Plecaki wgniatają do ziemi ale my niezważając na silny wiatr, śnieg i spadającą temperaturę noga za nogą idziemy w kierunku przełęczy. Na Zawracie cieszymy się że teraz już tylko z górki – nawet topografia przecież na to wskazuje.

Zamarła od Pustej

Zamarła od Pustej

Niestety schodzenie okazało się o wiele cięższe jak podejście. Wiatr, mgła i zbliżająca się noc zrobiły swoje – „gdzie my do cholery jesteśmy”, „a może zostaniemy w tym szałasie?” Warunki zimowe sprawiły, że stawy w Tatrach nie maja pokrywy lodowej umożliwiającej bezpieczną wędrówkę po lodzie (patrz wyżej) więc z mozołem trawersujemy strome zbocze Wielkiego Stawu i po godzinnej harówce na szczęście trafiliśmy do schroniska i mogliśmy wyspać się nie na śniegu a w wyrku. Nadszedł pamiętny dzień Sylwestra gdzie w 5 osób postanowiliśmy zrobić drogę WHP 206 – tą samą którą dokładnie rok temu robiłam ja i Grzesiek zwany „Bobo”. Droga łatwa i do zrobienia w parę godzin. Jakie było nasze zdziwienie gdy okazało się że gdy jest mało śniegu i lodu, na drodze pojawiają się trudne progi i kominki. Drogę robiliśmy 14 godzin! Gdyby nie nasz Prezes myślę że Noc Sylwestrową spędzilibyśmy w ścianie. Ok 100 m od szczytu chmury zaczęły opadać i ukazała się nam magia gór w nocy oświetlana przez księżyc – widok pełen niebiańskiego spokoju jakże kontrastujący się z naszą sytuacją ciągle podążającymi w kierunku wierzchołka. Wreszcie jesteśmy na szczycie, szczęśliwi gratulujemy sobie, spoglądamy na światła Zakopanego gotowego do powitania Nowego Roku i jeszcze tylko jeden problem: gdzie jest droga zejściowa. Po 30 min problem jest rozwiązany i spokojnie schodzimy do doliny mijając po drodze zespoły, które wybierają się by na szczycie powitać Nowy Rok. Do schroniska doszliśmy po 23. To był wspaniały dzień spędzony z przyjaciółmi :).

Do startu, gotowi...

Do startu, gotowi…

Kozi Wierch: WHP 206 - początek

Kozi Wierch: WHP 206 – początek

Share: