Kuba – Big Wall w Sokołach

Wystartowaliśmy z Magdą zaraz po 10, rozgrzewka na podejsciu zrobiła swoje i w „ścianę” wbiliśmy się kolo 10:30. Na początek poszła prosta „Brzózka” i sąsiednia „Brzózka Fix” celem rozwspinania i przeczekania oblężenia Krzywej. Okazało się to dobrą taktyką, bo na jej szczycie siedziało juz kilka zespołów z Maratonu czekając na wolne stanowiska do zjazdu. Potem poszedł „Lwow” za VI.1 (zostanie tajemnicą jak mi puścił) i  kursowy klasyk „34”.

Na Krzywej padło najwięcej metrów, dosłownie biegliśmy jak w amoku po „Żubrze”, „Trawkach” i „Rynnach” starając się jednak asekurować. Mijaliśmy się z Maćkiem i Kuba, którzy robili trudniejsze „Yosmeite Dreams” i „Ryse Amerykańską”. Na koniec wspinania na Krzywej padł „Gorayski” i tym samym wyczerpaliśmy limit łatwo wkaszalnych tam długich dróg.

Jest już godzina 15, mamy ponad 4 godziny wspinania i 8 dróg za sobą, czas było iść na Sokolik.
Tam Magda prowadzi „Czołg”, potem biegniemy na „Rysę Tota”, czuć już zbułowane ręce, krotki zjazd z Sokolika na przełączkę i okazuje sie, ze „Komin Scięgosza” jest zajęty, podobnie jest z długim „Zacięciem Filara”. Trudno, zostaje nam jeszcze ok 40 minut do końca zawodów. Mocno już zmęczeni, decydujemy się zrobić szybko dwie obite VI na Zipserowej Czubie.
Oczywiście, nie tylko my mamy taki pomysł, w ścianie jest zespół Dozenta, akurat autora obu dróg:) – idziemy więc na druga stronę turni i trochę wpychamy się komuś w krótkiego DDSa idącego środkiem ściany. Jako ostatnią drogę łoimy „Hiperdozentossime” i punkt 17 kończymy zmagania.

Na Taborze Sławek czeka na wszystkich z grochówka i niespodziankami. Podliczamy drogi i metry, wyszło nam 12 dróg i prawie 400m. Tymczasem wystartowała pierwsza konkurencja superfinałowa – slack zespołowy. Maciek i Kuba Wrzesień pokazali wtedy rewolucyjna technikę, która pozwoliła oderwać się od drzewa i zająć chyba pierwsze miejsce w tej zabawie. Wydaje mi się, że Zielna Góra otwierała i zamykała tą konkurencje z czasem 8s i 1.80s.

Następnie odbyło się wydawanie i wybieranie liny na czas od węzła do węzła, tutaj oba nasze zespoły zajęły czołowe miejsca (chyba 24 i 27 sekund na 30m linie). Były jaja, bo każdy miał swój patent na szybkie wybieranie i wydawanie liny, dziewczynom udało się splątać line, ktoś się pytał jak założyć uprząż.

Ostatnią konkurencją przed ogłoszeniem wyników maratonu było obalenie Żubra na czas – tu kto zna Magdę ten wie, że z naszego zespołu mogła wystartować tylko ona, natomiast mina Maćka nie była za ciekawa, gdyż z racji niepełnoletności Kuby musiał on sam stawić sie do konkursu. Nie chce sugerować, że nie dałby rady, bo dał, ale zaraz po konkurencji gdzieś znikł, po czym pojawil sie znów (no wiem wiem Maciek, że to nie tak bylo;). Nie było dla nas zaskoczeniem, ze wygrała Magda, pokonując męskich przedstawicieli pozostałych 10 zespołów.

Cały superfinal wygrał bezapelacyjnie Maciek i Kuba – otrzymując skrzynkę lokalnego  borowaru ufundowanego przez bar „Karioka”! Wspaniałomyślnie chłopaki rozdzielili ją pomiędzy wszystkich zebranych, przesuwając nieco akcent na nas, sławiąc imię KWZG.

Nadszedł czas ogłoszenia wyników maratonu, zajęte miejsca Micaj czytał od końca, za każdym razem, gdy nie wyczytano nas nadzieja rosła! Po wyczytaniu miejsca 6. wiedzieliśmy już, że będzie nieźle, nawet pojawiła się nadzieja, ze w sumie jak tacy jesteśmy super to może i trzecie miejsce będzie! Po czym wyczytano nasz zespół na miejscu 5. Ogłoszenia trwają dalej, Maciek i Kuba patrzą na siebie z niedowierzaniem, jeszcze ich nie czytano, a to już 4 i 3 miejsca za nami. Micaj wyczytuje w końcu Maćka i Kubę na drugim miejscu! Pierwsze zajął zespół lokalsów deklasując lekko wszystkich.

Potem odbyło się wręczenie nagród, jakich – najlepiej zapytajcie chłopaków, robią wrażenie. W nocy spadł deszcz i w niedziele już nic nie można było w skalach zrobić. Andrzej „Maniek” z Olkiem podjechali po nas na Tabor i wróciliśmy do Zielonej, z pewnych przyczyn Maciek wrócił PKSem.

Kuba

Share: