PRO MEMORIA – KRZYSIEK „GRIGRI”

Krzysztof GRIGRI Kisiel: 01.05.1964 – 30.03.2023

Krzysiek Grigri – zdjecie z prywatnego albumu Krzyśka

 

WSPOMNIENIE…

Jedziemy do chatki jako grupa wsparcia w przygotowaniu jej do sezonu zimowego. Chatka jest odcięta od cywilizacji, więc wszystko co potrzebne trzeba wnieść. Wnosimy więc część przygotowanych elementów do remontu. Później mamy też pomóc przy wniesieniu drewna na zimowy opał i przy drobnych pracach remontowych.

Krzysiek przyjeżdża „bez formy”.

– Nie mam formy – oznajmia bezpośrednio przed wejściem do góry. Wnosimy na górę  elementy do wzmocnienia kilku istotnych konstrukcji, m.in. „rakiety” (drewnianego wychodka). Na górze zziajani spotykamy się z resztą ekipy.

– Nie mam formy – powtarza po raz kolejny Krzysiek. Mimo pozbawienia formy nie zdradza się żadnych oznak zmęczenia. Stopniowo przyzwyczajamy się do tego zjawiska.

Zaczynamy kolejne prace. Przygotowane, pocięte drewno mamy wnieść kilkadziesiąt czy sto kilkadziesiąt metrów do góry.

– Nie mam formy – jak mantrę powtarza  Krzysiek i wybiera największą z przygotowanych bel. Nie daje sobie pomóc. We dwóch bierzemy nieco mniejszą i niesiemy w ślad za oddalającym się Krzyśkiem. Przyjmujemy do wiadomości, że tempo Krzyśka z wielkimi belami na ramieniu to jakaś specjalna taktyka przy braku formy…

– Nie mam ostatnio formy – Krzysiek wzbogaca informację o jakiś nieokreślony przedział czasowy kiedy schodzimy po kolejne belki i bierze znowu największą możliwą. Sam. Sytuacja powtarza się wielokrotnie. W górę z belką, w dół bez. Do informacji o braku formy dochodzi czasem gestykulacja oznaczająca dezaprobatę. Kiedy my co jakiś czas zbaczamy z trasy po kilka łyków najlepszego piwa, jakie nawadnia nasze umęczone ciała, Krzysiek sam bez formy podąża w dół. Bierze kolejną belkę i wraca. Bez nas, nawadniających się w tym czasie i wciąż bez formy. Kiedy my odpoczywamy przy wzmacnianiu konstrukcji wspomnianej „rakiety”, Krzysiek samotnie bez formy wnosi kolejne bele. Każda krótka dyskusja o sprawach uniwersalnych sprowadza się do podsumowania braku formy u Krzyśka.

Krzysiek bez formy

Tak mija nam dzień. Wyczekiwana forma nie dociera do Krzyśka.

Wieczorem siadamy na zasłużony wypoczynek przy biesiadnym międzyklubowym stole. Krzysiek, mimo tęsknoty za nieobecną formą, czuje się świetnie w roli duszy towarzystwa… Kiedy sen mnie dyskwalifikuje z dalszych nocnych wspinaczych dyskusji, Krzysiek wciąż rozprawia o uniwersum świata gór i różnych aspektach jego braku formy.

Rano Krzysiek, nie doczekawszy się formy, przechodzi kilka przełęczy i szczytów gór (gór postury karkonoskich). Wraca do chatki i pomaga przy ostatnich pracach ubolewając, że nie ma już nic ciężkiego do wniesienia i że nadal brak mu formy. Robimy pamiątkowe zdjęcie i schodzimy w dół, do samochodów. Wracamy do domów. Krzysiek, nie spotkawszy tej wyczekiwanej i wytęsknionej formy, zwieńcza weekend wspinaniem w pobliskim granicie. Nadal samotnie i bez formy.

Może kiedyś, kiedy spotkamy się w jakiejś wspinaczkowej Walhalli, opowie jeszcze o braku formy… A może nawet nie pamięta tego epizodu, zagubionego gdzieś pośród jego setek eskapad. Z formą i bez formy…

Opowieść zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami, jednakże podobieństwo osób i miejsc może być przypadkowe – za wyjątkiem Krzyśka bez formy… Krzysiek bez formy w tej opowieści jest niewątpliwie prawdziwy…

PW, kwiecień 2023

 

KRZYSIEK…

 

Share: